Zabiegały drogę Kowalczyk. Co na to jury? 3.01.11



Justyna Kowalczyk bardzo dobrze spisała się w trzecim etapie Tour de Ski - sprincie na 1,2 kilometra stylem klasycznym. Polka zajęła drugie miejsce i w klasyfikacji generalnej TdS ma już dużą przewagę nad kolejnymi rywalkami. Świetnego humoru nie zepsuła jej nawet niekonsekwencja sędziów.

Kowalczyk w sprincie przegrała tylko z bezkonkurencyjną w niedzielę Słowenką Petrą Majdić. - Była nie do ogrania, biegała niesamowicie. Wróciła gwiazda sprzed dwóch lat - uważa trener polskiej biegaczki Aleksander Wierietielny.

Nasza zawodniczka na trudnej, oblodzonej trasie w Oberstdorfie, nie ryzykowała. Na zjazdach jechała bardzo asekuracyjnie. - Pod śniegiem były płaty lodu, a nasze narty nie mają kantów. Zjeżdżałam asekuracyjnie, to prawda, ale ja już tak sobie jeżdżę - żartowała Kowalczyk w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Humor miała doskonały, w końcu po trzech etapach TdS udało się jej wypracować już blisko 45 sekund przewagi nad drugą Majdić i ponad minutę nad trzecią Aino Kaisą Saarinen.

Nawet sędziowie tego dnia nie byli w stanie zdenerwować Kowalczyk. Po raz pierwszy w tym sezonie w biegu sprinterskim nie ukarali jej. Nie nałożyli też kary na inne zawodniczki, choć mogliby to zrobić, gdyby stosowali takie kryteria, jak niedawno w Davos wobec Justyny.

Wtedy jury uznało, że Polka zabiegała drogę Amerykance Kikkan Randall. Na nic zdały się tłumaczenia, wyjaśnienia i przedstawiane nagrania wideo. Teraz to Kowalczyk była tą, której rywalki przeszkadzały, ale sędziowie nie chcieli tego widzieć.

W półfinale drogę Polce zajechała Saarinen, a w finale Majdić. Sędziowie nie reagowali. - Nie ma o czym mówić. To sprinty i w ferworze walki zdarzają się takie rzeczy - przekonywała Polka, która sama w tej konkurencji biega agresywnie i wie, że tak po prostu trzeba. Jury niestety czasem o tym zapomina.


  PRZEJDŹ NA FORUM